Dochodziła szósta wieczorem i było już ciemno. Karolina zjadła w biegu zupę przygotowaną przez Jacka, ucałowała dzieci i wyszła, nie przebierając się nawet ze służbowego, nauczycielskiego żakietu. Po półgodzinnej jeździe linią 23 wyjechała z ubogiej dzielnicy pomiędzy bogate domy przedmieścia. Wysiadła przed jednym z najokazalszych. Często podczas dłużącego się dojazdu rozmyślała nad sprawiedliwością świata. Ona – czterdziestoletnia nauczycielka, po długich studiach, z piętnastoletnim stażem, tuła się po pracy autobusami by uczyć rozpieszczonych synów bogaczy, mających wszystko podstawione pod nos. Dawno powiedziałaby co myśli o ich arogancji, gdyby naprawdę nie potrzebowała ich pieniędzy. Nauka trzech rozpieszczonych wyrostków – dwóch synów pana Rutkowskiego i syna sąsiada przynosiła jej spore dochody. Lekcje odbywały się dwa razy w tygodniu.
Dom był niemal pałacem. W salce na pierwszym piętrze mieli do dyspozycji tablicę i rzutnik. Przed wejściem od pewnego czasu zaczynała odczuwać tremę. Coraz słabiej radziła sobie wychowawczo.
– Dziś zaczniemy trygonometrię.
Maciek, starszy z braci, ziewnął przeciągle dając pozostałym powód do drwiącego śmiechu.
– Skupcie się chłopcy.
Karolina zdawała sobie sprawę, że nie ma ani trochę kontroli nad sytuacją i niczego ich nie nauczy, jeśli nie wymyśli czegoś wkrótce. A wtedy straci pracę.
Chłopcy bardziej leżeli niż siedzieli. Wyciągnięte nogi, ręce splecione za głową i znudzone miny. Karolina szła środkiem sali z książką, gdy ręka Wiktora klasnęła o jej pośladek.
Znów śmiechy.
Obróciła się energicznie, dając znać miną, co o tym myśli.
– Prosiłam was, żebyście skończyli te głupie gierki. – próbowała jeszcze odgryzać się dyplomacją.
Klapsy jednak były ostatnio codziennością. Pierwszy z nich, kilka tygodni temu, bardzo zdenerwował Karolinę i była bliska rzucenia posady. Poszła wtedy do ojca Chłopaków, ale usłyszała, że to młodzież, a przecież to ona jest pedagogiem i powinna sobie radzić.
Więc próbowała.
– Nudzimy się – powiedział Robert – syn sąsiadów. Rozmawialiśmy z chłopakami i jesteśmy zgodni co do jednego. Lekcje powinny być ciekawsze. Zainteresowanie nas lekcją należy do Pani obowiązków. A Pani jest taka poważna. Nie muszę chyba przypominać ile ojciec płaci za te lekcje.
– Chciałam zauważyć, Robert, że nie jestem klaunem, tylko nauczycielką. I za to dostaję pieniądze.
– Nie chodzi o pajacowanie. Ale jest Pani atrakcyjna. Uważamy, że powinna się Pani inaczej ubierać. Powiedzmy, że trochę ciekawiej, śmielej.
Karolina zapowietrzyła się. Była bliska wybuchu. Gdyby brała trzydzieści za lekcję, już dawno trzasnęłaby drzwiami.
– Chyba czas, żebym porozmawiała z twoim ojcem.
– Wtedy pani prawie na pewno wyleci. a tego nie chcemy chłopaki, nie?
– Pewnie, że nie.
– Gdyby Pani jednak nie poszła do ojca, to zapraszamy w czwartek… w śmielszym stroju.
Jacek podał obiad do stołu. Karolina była zmęczona po pracy, jednak wyglądała świetnie.
– Na bal się wybierasz?
Uśmiechnęła się zmieszana.
– Nie. Do Rutkowskich na korepetycje.
Stał i gapił się na nią, co po chwili zrobiło się krępujące. Oczekiwał odpowiedzi.
– No co? Nie jestem jeszcze starą babą, a tak się ciągle ubieram. Dość tego.
Cmoknęła męża i dzieci, po czym wyszła.
W autobusie spojrzała na swoje odbicie w szybie i poczuła się dziwnie. Zniknęły grube okulary, zastąpione przez szkła kontaktowe, a ciemne, zadbane włosy luźno falowały. Poczuła się seksowna, ale jednocześnie była na siebie wściekła. Za to jak nią manipulują. Za to że się nie przeciwstawia. I za to, że łapie się na fantazjowaniu o chłopakach. Tego dnia przed wejściem do sali trema była większa niż zazwyczaj. Poprawiła spódnicę i spojrzała na prawie gołe uda. Poprawiła dekolt. Tak jak myślała. Czuła wzrok chłopaków na sobie, stawiając kolejne, wolne kroki ku tablicy, uważając by się nie potknąć.
– Odrobiłaś lekcje Karolina – skwitował Maciek.
Rzuciła mu piorunujące spojrzenie.
– Mówiłam, że nie będę tolerowała mówienia do mnie po imieniu! Dzieli nas dwadzieścia lat chłopcze.
– Ale łączą nie byle jakie relacje biznesowe. Więc czego nas dzisiaj nauczysz?
Poddała się. Przełknęła ślinę i otwierając książkę ruszyła po sali. Po klapsie nic nie odpowiedziała, lecz skarciła Maćka surowym spojrzeniem.
– Masz płacone wystarczająco, Karolina. A my jeszcze dorzucimy z kieszonkowego.
Położył kilka banknotów na ławce.
– Ale chciałbym, żebyś zmieniła nastawienie i uśmiechała się po klapsach. A teraz wróćmy do lekcji.
Spełniła prośbę i porzuciła maskę surowej belferki. Wciąż karciła wzrokiem za klepanie w pośladki, lecz nagany pełne były zalotnej kokieterii.
W autobusie powrotnym znów ogarnęło ją poczucie rozterki. Powinna była kontrolować sytuację, tymczasem to oni to robili. Ale coś bardziej ją martwiło. Coraz bardziej pragnęła tam jeździć i wyczekiwała kolejnych lekcji. Przeliczyła pieniądze i dodatkową premię od chłopaków odłożyła do osobnej kieszeni. Po powrocie kochała się z Jackiem. Z jej inicjatywy. Ostatni rzadko to robili. Choć było klasycznie i bez polotu, doszła szybko. Zdecydowała, że nigdy nie powie mężowi, o czym fantazjowała w trakcie. Celowo unikała dotykania twarzy męża, by łatwiej wyobrazić sobie napalonego Maćka leżącego na niej i penetrującego ją powoli i głęboko.
Nadeszła kolejna lekcja. Klapsy stały się już normalnością. Postanowiła, że nie zdradzi się, jak podniecają ją takie zabawy, ale więcej chodziła po sali by prowokować ich dłonie.
– Masz świetne cycki Karolina. Nie powinnaś ich tak ściskać – powiedział Robert.
Usiadła pupą na biurku i odpięła guzik pod szyją.
– Tak lepiej? – spytała
– Wciąż słabo. Jesteśmy znudzeni. Czuję, że wyrzucamy pieniądze w błoto.
Kolejny guzik odsłonił górę koronkowego stanika.
– Daj spokój… lekcja nam się zaraz skończy – Maciek stracił cierpliwość.
Wstał i podszedł do niej. Odpiął jeszcze trzy guziki, po czym rozciągnął koszulę. Bujny biust Karoliny prezentował się świetnie w koronkowym staniku, a wielkie sutki, widoczne tylko trochę, pobudzały zmysły.
Karolina zastanawiała się przez chwilę, czy czuje się bardziej znieważona, czy podniecona. Maciek wsunął dodatkowy banknot pod stanik.
– Jesteś dobrą nauczycielką Karolina, ale trzeba iść z duchem czasu. Nie możesz uczyć zapięta pod szyję. Musisz zainteresować lekcją.
– Poza tym nie masz czego się wstydzić – dodał Robert.
Podniecenie i ciekawość zwyciężyły. Do końca lekcji Karolina chodziła z rozpiętą koszulą.
Po lekcji Maciek zatrzymał ją na chwilę;
– Poczekaj Karolina. Mam prośbę.
– Tak?
Podszedł i wsunął palec pod łącznik stanika, obserwując seksowne ruchy piersi.
– Widzimy się teraz w czwartek, prawda? Chcę, żebyś była bez tego.
Bawił się chwilę jej piersiami przez stanik. Pozwalała mu na to w milczeniu, ale nie bez wahania.
– I bez majtek – dodał po chwili.
Poczuła jak podniecenie ściska jej gardło. Gdyby wsunął jej rękę pod spódnicę, odkryłby siłę jej pożądania. Spojrzała z pogardą.
– Jesteś bezczelny. Poproś ojca, żeby kogoś poszukał.
Odwróciła się i wyszła.
W środę nie umiała skoncentrować się na prowadzeniu lekcji, więc wzięła wolne. By nie myśleć, wyszła z dziećmi do parku, a wieczorem całą rodziną na pizzę. Jacek zauważył jej bujanie w obłokach.
– W porządku, Karolina?
– Tak. Wszystko gra.
Przeprosiła na chwilę i w toalecie napisała wiadomość. Całe wieki patrzyła na nią nie mogąc się zdecydować na wysłanie. Byłoby to dla niej poniżające.
Cóż.
Pragnienia czasem takie są – pomyślała i ruszyła kciukiem.
“Czwartek aktualny” – poszło do Maćka.
“Zapraszam :-). Tata się martwił. Opowiadaliśmy, że jesteś świetna.”
Do końca wspólnej kolacji i całą resztę wieczoru Karolina nie była sobą. Postanowiła, że kiedyś opowie mężowi o wszystkim. On zrozumie. Ale jeszcze nie teraz.
Z domu wyszła jak zwykle. W koszuli, spódnicy mini i garsonce. Majtki i stanik zdjęła po wyjściu z autobusu, za przystankiem. Po wejściu do sali wypisała wzory na tablicy. Piersi luźno kołysały się pod białą koszulą.
– Nie mamy dziś ochoty na matmę – powiedział Wiktor.
Spojrzała pytająco.
– To co będziemy robić?
Poprosili by usiadła na biurku. Posłuchała. Pierś falowała na skutek przyspieszonego oddechu. Maciek wsunął linijkę między guziki koszuli i rozerwał je, jak pociągnięciem miecza. Następnie również linijką zsunął koszulę z piersi.
Były nagie.
Podniecenie rozsadzało Karolinę od wewnątrz.
Maciek wsunął linijkę między uda.
– Przygotowałaś się do lekcji, jak prosiłem?
– Tak.
Rozsunęła uda.
Cipka była starannie wygolona i wypukła. Wąskie, różowe wargi szkliły się od wilgoci.
– Dzisiaj my poprowadzimy zajęcia. Będzie biologia – powiedział Wiktor.
Wstał i również podszedł pieszcząc dłonią członek wyjęty z rozporka.
– Omówimy zwyczaje godowe naczelnych. Słyszałaś o seksie grupowym?
Karolina złączyła uda i skrzyżowała ręce, by zakryć obnażone piersi. Była gotowa na śmiały pokaz, ale nie rozważała dalszych kroków. Maciek położył na biurku kilka banknotów.
– Jak wiadomo, samice homo-sapiens prostytuują się czasem dla zarobku. Jedne rozkładają nogi, a inne unoszą się honorem i wychodzą. Wybór należy do samicy.
Zgrzytnęły już wszystkie rozporki. Każdy z chłopaków bawił się ptakiem w milczeniu. Dali jej czas do namysłu. Karolina wstała. Drzwi były o trzy kroki od niej. W domu mąż i dwójka dzieci. Przyjemne świdrowanie w podbrzuszu uświadomiło jej, że nie chodzi tylko o leżący przed nią plik banknotów.
Oparła się oburącz o biurko i stanęła w lekkim rozkroku. Uwolnione piersi kołysały się luźno. Po chwili poczuła na sobie trzy pary ciepłych męskich dłoni. Po ciele chodziły ogniki podniecenia, a po skórze to tu, to tam przyjemne dreszcze. Wiktor ważył i obmacywał jej piersi. Wyciągał i szczypał sutki. Maciek podniósł spódnicę i rozciągał pośladki. Miała lekkie zawroty. Wciąż nie dowierzała, że to wszystko dzieje się naprawdę. Czuła, że cipka puszcza soczki. Robert gładził jej śliskie uda idąc w górę, by w końcu wsunąć palce w szparkę. Jęknęła. Chłopak chwilę ją tak penetrował, a gdy przestał ruszać dłonią, ona nadziewała się na niego, ruszając biodrami.
– Jesteś bardzo atrakcyjną samicą, Karolino. Zresztą sama widzisz, jak na nas działasz.
Lśniące, prawie purpurowe i pokryte wokół siecią żył członki dowodziły gotowości samców.
– Myślę, że przerobimy dziś akt pokrycia – powiedział Maciek siląc się na mądre słownictwo.
Karolina wypięła się mocno i po chwili poczuła go w sobie. Penetrował ją opartą o biurko, chwytając na zmianę to za piersi, to za pośladki. Było błogo i przyjemnie. Odganiała obrazy domu, męża i dzieci.
– Jak samica może zwiększyć doznania samca?
– Pieszcząc dłonią jądra w trakcie stosunku.
Zrobiła to co omawiała. Pośliniła rękę i między swoimi udami odnalazła wielkie jaja Maćka. Chłopak zamruczał z rozkoszy.
– Jakie jeszcze znasz techniki dogodzenia mężczyźnie?
Wiktor wszedł kolanami na biurko, sugerując odpowiedź. Jego penis kołysał się w lewo i prawo tuż przed twarzą Karoliny.
– Samica może zaspokoić samca oralnie, oblizując i biorąc do ust jego członek i jądra.
Po odpowiedzi, znów wiedzę teoretyczną poparła praktyką. Oblizywała językiem jaja Wiktora i muskała członek, pieszcząc go jednocześnie dłonią. Trochę stawiała opór, gdy próbował unieruchomić jej głowę, lecz w końcu uległa. Wprowadził członek do ust i zaczął penetrować.
Coraz głębiej i głębiej.
W końcu zakrztusiła się i na biurko chlapnęła lepka plama. Miejsce Wiktora zajął Robert wkładając członek w jej ociekające wciąż nasieniem usta.
Maciek był spocony nie mniej niż Karolina. Mokre biodra klaskały o jej masywne pośladki.
– Wyjaśnisz nam cel kopulacji Karolino? – spytał.
– Dla potomstwa. – Karolina bardziej dyszała niż mówiła – Początkowo samica może nie być chętna, lecz pod wpływem walorów samca, ulega mu. Pozwala się spenetrować. Pod koniec tego aktu samiec zalewa samicę nasieniem. Często dochodzi do zapłodnienia.
Maciek stęknął głośno. Poczuła ciepło w podbrzuszu. Tkwiący w niej po same jaja penis wyrzucał nasienie.
Fala po fali.
Ciałem Karoliny szarpnęły spazmy rozkoszy. Czuła, że traci kontakt z rzeczywistością. Przez chwilę była gdzie indziej i było to bardzo, bardzo przyjemne. Potem wszystko ucichło. Cztery spocone ciała dysząc ciężko uspokajały oddech.
– Chciałabym się trochę ogarnąć
– Koniecznie. Nie wiadomo czy mąż przeżyłby prawdę. I czy małżeństwo by przetrwało. Ty straciłabyś dochodowe źródło, a my zdolną nauczycielkę. Wiesz gdzie łazienka.
Idąc korytarzem Karolina czuła nasienie spływające po udach. Spojrzała w lustrze na rozmazaną twarz, ale nie miała wyrzutów sumienia. Wypłukała spermę z ust i uśmiechnęła się do siebie. Wracając nocnym autobusem do dzielnicy biedy, przeliczyła pieniądze. Grubszy plik schowała do tajnej kieszeni.